poniedziałek, 31 maja 2010

Europejskie fascynacje kulturą Afryki

Według znanego socjologa i badacza stereotypów Jana Błuszkowskiego, Afryka jest poza naszym horyzontem percepcyjnym. Nie oznacza to jednak, że nie mamy własnego wizerunku tego kontynentu. Nakładają się w nim stare obrazy, ze znanych powieści Sienkiewicza i Conrada, na nowe, inne w formie, ale podobne w treści - z Hebanu Kapuścińskiego. Należałoby wymienić właśnie tych trzech autorów, jako najbardziej odpowiedzialnych za nasze wyobrażenie o Czarnym Lądzie, w znacznym stopniu zdemonizowane, ale również pociągające groźnym pięknem.

Ujęcie problematyki w kategoriach relacji Biali-Czarni może być odebrane negatywnie, uruchamia jednak cały ciąg skojarzeń, odczuć, idei, wartości i jest w rzeczywistości symbolicznym odpowiednikiem również symbolicznego przeciwstawienia ‘swój-obcy’. Samo przeciwstawienie Polska-Afryka powinno być uznane za megalomańskie gdyż widoczna jest w nim tendencja do przeceniania własnego znaczenia. Obserwuje się zresztą, że krajów afrykańskich prawie się nie zauważa, dokonuje się nadmiernej generalizacji, którą przypisuje się stereotypom, czyli różnicom, które wzbudzają emocje, a które do języka potocznego weszły jako tendencyjne i fałszywe uogólnienia. Człowiek nie musi mieć jednak bezpośredniego kontaktu z grupami, na temat których je tworzy.

Należy zastanowić się, jakie są źródła polskich postaw wobec Afryki i w jakim stopniu uległy one współcześnie zmianom? .

Pewna wiedza na temat Afryki przyszła do Polski wraz z przyjęciem chrześcijaństwa. Według Starego Testamentu czarny człowiek jest potomkiem jednego z synów Noego, który za złe zachowanie spalił się na czarno. Tłumaczy to jednocześnie jego niższą kondycję.

Pierwszym Polakiem, który przybliża nam nieco wizerunek Afryki jest Marcin Bielski, który w swej Kronice wszytkiego śwyata wydanej w 1551 roku pisze:

„(…) połowica pustej, częścią dla wielkiego gorąca, częścią też dla zwierząt jadowitych, które się tam rodzą w pustyniach, jako są lwowie, wsłoniowie, bazysliszkowie, kokodryle i rozmaity naród smoków, które całe lato nie piją, bo tam wody nie masz lada gdzie, przeto są jadowite jako piszą, iż tam więcej ludzi zemrze jadem zwierzęcym niż wrzodem.”

Jak widać już przywiązywano wagę do informacji przekazywanych czytelnikom, które bez względu na ich prawdziwość, miały być po prostu fascynujące.

Począwszy od XVI wieku wydawano książki autorstwa misjonarzy. Późniejszy prymas Polski, Władysław Łubieński tak pisze o mieszkańcach Czarnego Lądu:

Afrykanie generalnie są mocni, ale bestialscy i prostaccy, w scjencyjach żadnych ani kunsztach nie są biegli, nie wojenni, są źli, niewierni, okrutni, niestateczni i daleko odmienniejsi od dawnych Augustynów i Anibalów.”

Wizerunek Afrykanina-demona zaczął ustępować obrazowi ‘dzikich plemion murzyńskich’ niczym nieróżniących się od zwierząt kanibalów, niezdolnych do samodzielnego bytu państwowego, którzy sprzymierzali się z wrogami Chrystusa – Saracenami i których papież Mikołaj V w 1452 roku skazał na wieczystą niewolę.

W oświeceniu narodziły się dwie słynne hipotezy o stanie ludzkości, które tłumaczą postawy demonizujące lub idealizujące ludy pozaeuropejskie. Pierwsza z nich zakłada że państwo i prawo powstały dla zapanowania nad pierwotną, okrutną anarchią. Usprawiedliwia ona podboje kolonialne koniecznością ucywilizowania ‘ krwawych dzikich’. Druga teoria, autorstwa Rousseau zakładała, że ‘dziki’ znaczy tyle samo co ‘naturalny’. Tak więc niektórzy nadal pisali z nieukrywanym podziwem: „Gwinejczyk chodząc po ścieżkach wyznaczonych mu przez przodków, ścieżkach naturalnych, przyjemnych i zabawnych, ma możność stać się człowiekiem dobrym i szczęśliwym; Europejczyk natomiast tylu szukał wynalazków, tyle stawiał naturze ograniczeń, że byłoby niemalże cudem, gdyby był szczęśliwy albo dobry”.

W praktyce człowieczeństwa Afrykanów dalej nie uznawano, bo jak stwierdził Monteskiusz: „Niepodobna, abyśmy przypuszczali, że to są ludzie; gdybyśmy bowiem przypuścili, że to są ludzie, zaczęto by mniemać, że my sami nie jesteśmy chrześcijanami”.

Oskar Kolberg pod koniec XIX wieku zanotował taki obraz dalekich krain, panujący wśród ludu: „Za tymi krajami są jeszcze dzikie kraje i kraje cieplice, do zachodu słońca odwrócone. Za cieplicami są krańce świata. Tam mieszkają dzikie ludy niedowiarki, co nie mówią, tylko kwiczą. Mają one gospodarstwo swoje, lecz dopiero o 6 godzinie wieczór do roboty wstają. W dzień nie mogą robić, bo ich słońce pali. Ci ludzie mają okropne stopy u nóg. Jak o 6 godzinie wyjdą z domów jesce jest gorąco bardzo, więc który jest starszy, to się gdzie bądź przewróci i stopami kiełby łopatami nakryje głowę, aby mu słońce niedopiekło. Mają oni tylko jedno oko, ale na wylot głowy, że s przodu i z tyłu widzieć mogą zarówno dobrze.

Na obraz Afryki u przeciętnego Polaka największy wpływ wywarła jednak morska podróż Henryka Sienkiewicza w 1891 roku wzdłuż wschodnich wybrzeży Afryki, której plonem była słynna powieść dla dzieci W pustyni i w puszczy. Wydana w 1911 roku rozbudziła po raz pierwszy na szeroką skalę zainteresowanie tym kontynentem. Książka ta, jak żadna inna, zbudowana została na całej palecie stereotypów-symboli, które w potocznej świadomości zostaną dzięki niej jeszcze utrwalone i funkcjonują z powodzeniem do dzisiaj. Autor w wizerunku Kalego wykorzystuje po części mit ‘dobrego dzikusa’, a Arabów – ‘groźnego obcego’, podkreślając obraz ‘fanatycznego muzułmanina’. W tej wizji europejskie dzieci są nośnikami cywilizacji i górują swoimi zaletami nad wszystkim, co afrykańskie. Sienkiewicz utrwala tym samym w świadomości społecznej do dziś funkcjonującą różnice w odmiennym spostrzeganiu Arabów, czy szerzej muzułmanów od tzw. Murzynów. Arabowie są pokazani jako gnębiciele ‘Murzynów’, w przeciwieństwie do Białych, którzy są im życzliwi. Arab na tym obrazie jest raczej zły niż dobry, groźny, podstępny i przebiegły, nie odmawia mu się jednak inteligencji. ‘Murzyn’ zaś, jest raczej dobry, choć leniwy, śmieszny i naiwny jak dziecko, którego nie należy zostawiać bez opieki Białego. Anegdota o moralności Kalego, cwaniackiej odmianie relatywizmu, na stałe weszła do polskiej tradycji. Powtarzana jest do dziś nawet w dyskusjach publicznych, włącznie z debatami parlamentarnymi („ Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy (...) to jest zły uczynek (...). Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy”). ‘Murzyni’ u Sienkiewicza budzą litość i postawę protekcyjną. Takie odczucia wzmagał też między innymi język jakim posługiwał się Kali. Wszystkie czasowniki umieszczał w bezokoliczniku choć rzeczywistości w wielu językach afrykańskich istnieje rozbudowana koniugacja, jednak celowe popełnianie błędów gramatycznych jest formą uznania swojej niższości. Przekonująco także Sienkiewicz opisał zbrodniczy charakter państwa stworzonego przez Mahdiego i dobroczynny wpływ europejskiej cywilizacji na Afrykę. Współcześnie tylko ten ostatni wątek uległ radykalnej zmianie. Obraz postaci Mahdiego, na fali późniejszej krytyki kolonizacji, zostanie poddany korekcie. Stanie się on symbolem walki narodowowyzwoleńczej. Kwestionuje się przy tym kompetencje Sienkiewicza, zarzucając mu uleganie kolonialnym stereotypom. Jest to jednak stanowisko fałszywe, gdyż z punktu widzenia ‘europejskich standardów’ państwo stworzone przez Mahdiego można ocenić nie wiele lepiej niż zrobił to Sienkiewicz. Stosunek do rewolucji w Trzecim Świecie, wrogich Zachodowi i realizujących odmienny model kulturowy, nie zmienił się. Nie trudno się o tym przekonać, bo nie jeden ‘Mahdi’ żyje współcześnie.

W służbie kolonialnej, znalazł się również Józef Konrad Korzeniowski. Obraz Afryki i kolonializmu zawarty w Jądrze ciemności trudno przecenić dla późniejszych zmian, jakie nastąpią w ocenie europejskiej obecności na tym kontynencie.

W przeciwieństwie do powieści Sienkiewicza książka Conrada była przeznaczona dla bardziej wyrobionego czytelnika, z intencją przełamania niektórych stereotypów. Przede wszystkim zburzenia mitu optymistycznego obrazu kolonializmu, dania świadectwa prawdzie o istocie tego systemu. Conrad uchodzi za pierwszego tej rangi pisarza, który sugestywnie zobrazował system pracy przymusowej w Kongu i nieludzkie traktowanie ‘czarnych’ robotników. Jednocześnie, – co warto tu podkreślić – pokazuje ‘Murzynów’ bynajmniej nie lepiej niż inni Europejczycy. Wykorzystuje zastane stereotypy-symbole. Afrykanie u Conrada, podobnie jak u Sienkiewicza, pozbawieni są własnej podmiotowości. Nie są to jednostki ani wspólnoty realizujące autonomiczne cele. Źródłem jego pisarstwa stał się ‘ szok kulturowy’, z którym nie potrafił się uporać. Niektórzy otwarcie zarzucają mu rasizm. Nie należy wyrywać jednak książki z kontekstu historycznego i pamiętać o tym, że było to sto lat temu.

Trudno przecenić twórczość Sienkiewicza i Conrada pod kątem wpływu, jakie ich przedstawienia Afryki wywarły i wciąż wywierają na odbiorców i nowych pisarzy, którzy nadal oglądają współczesną Afrykę przez pryzmat ‘jądra ciemności’. Niektórzy twierdzą, że pokazując Afrykanów jako ofiary, wczuwamy się, w sytuacje ludów pobitych, sami będąc przedstawicielami narodu, który stracił niepodległość. Zasadniczym przesłaniem tych powieści jest podkreślenie wspólnego człowieczeństwa, a ocenić to możemy prawidłowo dopiero gdy teksty obu autorów umieścimy w historycznym kontekście, gdy zestawimy je z tym, jak inni autorzy, jak ówczesna historiozofia i publicystyka polityczna traktowały tak zwany ‘problem murzyński’.

Błędem było by jednak zakładać, iż większość Polaków, ze względu na swą sytuację polityczną, mogła czuć w stosunku do Afrykanów solidarność i jakieś duchowe pokrewieństwo. Dystans kulturowy, jaki odczuwali, sprawiał, że w Afryce jak nigdzie indziej utożsamiali się z Europejczykami, europejską kulturą, europejską misją w Afryce.

Specyfika Conrada polega głównie na tym, iż był pierwszym pisarzem, który swój szok kulturowy przetworzył na udane dzieło literackie, w mistrzowski sposób ukazując istotę zetknięcia z obcością, która naprawdę przeraża i zarazem tak fascynuje.

W połowie XIX stulecia znaczący wpływ na postrzeganie Afrykanów miała powstała wówczas teoria ewolucjonizmu antropologicznego. Ponieważ klasyfikacji dokonywali Europejczycy, nic dziwnego, iż na szczycie drabiny rozwoju umieścili samych siebie. Pojawia się więc ‘naukowy’ rasizm który stał się ideologiczną podporą uzasadniającą kolonizację. Były wprawdzie głosy, iż kultura jest czymś, co ludzie nabywają w procesie uczenia się i socjalizacji, a nie dziedziczenia, były one jednak odosobnione. Wczytajmy się chociażby w pracę francuskiego doktora medycyny Vireya Historia naturalna rodu ludzkiego, przetłumaczoną na polski i bardzo ówcześnie popularną: „Przypatrzmy się Murzynowi: pewno on mniej ma mózgu, już jego nerwy stosunkowo są większe niż u człowieka białej rasy; w istocie, Murzyn skłonniejszy jest do cielesnych rozkoszy, zdolniejszy do ruchu i trudów; wytrwalszy na upały, nie tak prędko wyniszczy się jak człowiek biały; ale mniej się zastanawia, mniej myśli.”

Po II wojnie światowej kondycja byłych koloni była dobra, spodziewano się więc szybkiego i wszechstronnego rozwoju. Gdy Europa opanowała już cały świat, coraz częściej zaczęto dostrzegać w ‘dzikim’ człowieka, doceniać oryginalność jego kultury, odczuwać żal, że nie przetrwa ona zderzenia z naszą. Pojawiła się refleksja, iż warto byłoby ją ocalić. Elementy sztuki afrykańskiej, jak muzyka i plastyka, zostaną zaadaptowane w Europie. Będą to oczywiście jedynie efektowne jej deformacje, bez szacunku dla ich metafizyki, przyczynią się one jednak do tego, że sztuka afrykańska przestanie być uznawana jako przejaw pogańskich wierzeń i zacznie być namiętnie kolekcjonowana.

Niestety wojny domowe i kryzysy gospodarcze, w jakie popadały liczne kraje afrykańskie na przełomie lat 70 i 80 sprawiły, że zainteresowanie Afryką zaczęło zanikać. Na nowo powróciły obrazy jej barbarzyństwa i braku cywilizacji: wojny, klęski głodu i powszechne zacofanie, obraz wynędzniałych uchodźców, umierających z głodu dzieci i zakaźnych chorób z AIDS na czele. Heban Kapuścińskiego stał się tą książką, która w największym stopniu spopularyzowała powyższy odbiór Afryki w Polsce. Sugestywność jej obrazów i ich wpływ na czytelników są porównywalne z wizjami Sienkiewicza i Conrada. Wcześniejsze fascynacje ustąpiły miejsca głębokiemu pesymizmowi. W Hebanie autor z jednej strony przeciwstawia się stereotypom o niższości kulturowej Afryki, z drugiej również ‘mitowi postkolonialnego sentymentalizmu’. Przytaczając szereg bardzo celnych obserwacji, przywołuje jednak ponownie do życia jeszcze starsze mity na temat tego kontynentu. Obrazy niekończących się wojen ‘plemiennych kacyków’ zwanych dzisiaj warlordami, kontynentu głodu, prześladowań, więźniów sumienia, uchodźców, suszy, powodzi i chorób. Nietrudno zauważyć, że w Hebanie dwa słowa powtarzają się najczęściej: ‘piekło’ oraz ‘panika’. Kapuściński w znacznym stopniu demonizuje Afrykę, nie dając nawet nadziei, że może dzięki pomocy z zewnątrz kontynent ten kiedyś stanie na nogi. Uważa, co prawda, jak inni, że „Afryka bez nas sobie nie poradzi”, ale stwierdza, że na te kolosalne inwestycje, których ona potrzebuje obecnie, świata (tzn. Zachodu) nie stać. Jest zdania, że ciężki klimat, bardzo złe gleby, rosnący deficyt wody pitnej powodują, że większość energii tamtych społeczeństw pochłania zaspokajanie podstawowych potrzeb, dzięki którym mogą utrzymać się przy życiu. Afryka – podsumowuje – jest cywilizacją przetrwania, samo jej przetrwanie jest największym sukcesem cywilizacyjnym. Po przeczytaniu Hebanu mogą niejednemu czytelnikowi przypomnieć się sienkiewiczowskie słowa Lindego: „Ach, to trupiarnia ta Afryka” lub conradowskiego Kurtza: „Ohyda!, Ohyda!” Po sentymentalizmie faktycznie ani śladu. Kapuściński stał się następcą Sienkiewicza i Conrada nie tylko ze względu na liczbę czytelników i rangę najwyższego afrykanistycznego autorytetu, ale również i z uwagi na to, że odwołuje się do podobnych obrazów. .

Afropesymizm wyraźnie bierze górę nad afrooptymizmem. W prasie polskiej dominują krótkie notki, których tematyka ogranicza się do informacji o liczbie ofiar. Niekiedy można znaleźć materiały o ciężkiej sytuacji kobiet, przestępczości, głodzie popularyzowane przez prasę kościelną. Taki dominujący obraz Afryki usprawiedliwiony jest z jednej strony, rzeczywistymi problemami, z drugiej, określonym zapotrzebowaniem odbiorców. Jeśli jakiś stereotyp pojawi się w danej kulturze, to zaczyna żyć własnym życiem. Informacje wyraźnie niezgodne z nim są wtedy z trudem przyswajane albo całkowicie odrzucane. Od podróżników oczekuje się relacji niezwykłych. Ludzie o wiele żywiej przyjmują opowieści ubarwione niż zwykłe nagie fakty. Można by tu zacytować słowa dziennikarza Wojciecha Jagielskiego:

Dziennikarze, podobnie jak lekarze, zajmują się patologiami. Jeżeli z jednej strony kontynent jest na marginesie uwagi, a z drugiej strony docierające informacje dotyczą patologii, to siłą rzeczy obraz, który się wyłania, jest mocno spaczony i stereotypowy. (…) Wydaje się, że czytelnik oczekuje właśnie takich informacji z Afryki. Wybór jest jeden: pisać o Afryce w ten sposób lub nie pisać w ogóle.”

Nie oznacza to oczywiście, że nie istnieją bardziej lub mniej udane próby odejścia od demonizacji Afryki i nie popadania w postkolonialny sentymentalizm. Wśród reportaży taką próbą znalezienia równowagi może być książka Olgi Stanisławskiej Rondo de Gaule’a. To pisarstwo nadal jest skoncentrowane na problemach afrykańskich, ale odchodzi od prostej demonizacji, szukając przyczyn rodzących określone problemy. Podejmuje głębszą niż do tej pory krytykę postaw i zachowań Białych, ale nie idealizuje przy tym Afrykanów. Obrazy te docierają jednak do niewielu jeszcze czytelników, a więc mają mocno ograniczony wpływ na potoczną wiedzę ogółu Polaków.